czwartek, 17 listopada 2016

Jak zostać lekarzem, czyli kilka(set) słów wstępu



Powiedzmy sobie wprost: popytu na lekarzy nigdy dość. Ludzie chorowali od chwili, gdy zeszli z drzewa i będą chorować w chwili, gdy zaczną kolonizować kosmos. Jedynym problemem jest, by nim zostać. To funkcja bardzo odpowiedzialna, w końcu ktoś oddaje w nasze ręce swoje życie i zdrowie, a przysięga lekarska, by je chronić jest równie ważna, jak ta, którą muszą złożyć żołnierze, wstępując do armii, jak nie ważniejsza. Wracając do sprawy, w obecnych czasach, aby zostać lekarzem trzeba niewielu rzeczy: cierpliwości, dokładności, a także dobrze zdanej matury (i oczywiście pieniędzy, ale to nic nowego). Ktoś by powiedział, że pilności, nie mniej, ja bym to słowo podpiął pod cierpliwość, gdyż samo czytanie niezwykle opasłych tomów, które każdy student medycyny musi znać na pamięć, wymaga ogromnych połaci cierpliwości, by móc to wytrzymać.
 
Skupmy się jednak na początkach. Załóżmy, że w wieku licealnym wybieramy już specjalizację w szkole średniej i decydujemy się na ścieżkę medyka. Świetny wybór, nie da się ukryć: renoma, duże pieniądze i pewna praca. Tyle dobrych wiadomości. Czas na te złe. Aby dostać się na kierunek lekarski trzeba zdawać na maturze biologię, chemię, czasem i fizykę. Co roku, te egzaminy są coraz trudniejsze, do tego stopnia, że sama nauka w szkole nie starcza. Niedostateczne są nawet zajęcia wyrównujące z tych przedmiotów. Nikogo nie powinno zatem dziwić, że mocno kwitnie rynek korepetycji z chemii i biologii. Dlatego dla wielu założeniem jest, że jeśli się chce iść na medycynę, należy chodzić do korepetytora. Nie mam zamiaru tego negować czy namawiać, uznaję to za element współczesnej rzeczywistości, z którą trzeba się pogodzić i już. Z resztą, jakby nie spojrzeć do tyłu, by kiedyś zostać lekarzem, trzeba też było być niezwykle uzdolnionym. Nie każdy się rodzi geniuszem, ale takie korepetycje mogą sprawić, że sposób myślenia wróci na właściwy tor. Z drugiej strony, każdy, przy samozaparciu też dojdzie do tego samego, co z korepetycjami, ale znów, niekoniecznie jest na to czas. Praca nad samym sobą jest najtrudniejsza i mówię to z autopsji.

Załóżmy już, że macie za sobą ten fragment życia i uczycie się już do matury z chemii i biologii, tudzież fizyki. Zegar nie działa nigdy na korzyść, a więc nim się spostrzeżecie, jest egzamin maturalny, którego naturalnie piszecie i oczekujecie na wyniki, jak na skazanie. W końcu pod koniec czerwca/początek lipca otrzymujecie swoje upragnione świadectwo dojrzałości. Wszystko układa się cudnie... i tu właśnie sytuacja nie staje się różowa. O ile zdaje się maturę wedle nowych zasad, na dyplomie otrzymacie informację o tak zwanych centylach, dzięki czemu wyliczycie, ile procent ludzi miało taki sam wynik jak wy (lub mniejszy), to dawniej tego nie było i trzeba było prognozować i myśleć albo się uda albo nie. W każdym razie, macie egzamin dojrzałości, otrzymaliście 75% z biologii i np. 74% z chemii, jesteście z siebie bardzo zadowoleni, w końcu średnia 75% to nie jest zła. Na 3/4 pytań odpowiedzieliście dobrze i wiecie już, że medycyną jest na wyciągnięcie ręki.

Ale czy na pewno?

Przyjrzyjmy się, jak wyglądały progi punktowe i procentowe w roku 2016, jeśli chodzi o samą medycynę w poszczególnych miastach:

Białystok:162 (81%)
Bydgoszcz: 79 (79%)
Gdańsk: 163(82%)
Katowice: 160(80%)
Kielce: 158 (79%)
Kraków: 235 (79%)
Lublin: 163/162(80%)
Łódź: 322 (80%)
Olsztyn: 424 (70%)
Poznań: 165 (83%)
Rzeszów: 160 (80%)
Warszawa: 235(78%)
Wrocław: 261(87%)
Zielona Góra: 155(77%)

Jak widać na powyższej liście, z wynikiem, który został podany wcześniej, ostatecznie mamy szansę dostać się do Olsztyna. Dodatkowo, należy wspomnieć, że są to OSTATECZNE progi dostania się na kierunek medyczny, ogłaszany mniej więcej w okresie października - listopada (medycyna jest prawdopodobnie jednym z nielicznych kierunków, w którym rekrutacja potrafi trwać tak długo). Jeśli zależy nam na tym, by jak najszybciej dostać się na ten kierunek, warto jednak się zastanowić nad lepszym wynikiem. Stąd też, wiele osób idzie raczej na pierwszy lepszy kierunek, a w międzyczasie decyduje się na poprawianie matury. Niektórzy zdają ją i po trzy razy, byleby tylko dostać się na ten kierunek. Nikogo na tych studiach nie dziwią osoby, które mają i 29 lat, będących na pierwszym roku studiów. 

Czy są jakieś dobre wiadomości dla potencjalnych lekarzy? Jak najbardziej! Przede wszystkim, należy zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do roku wcześniej, progi spadły mniej więcej od 5 do 10 punktów, to co daje spadek o 5%. Wynikło to z tego, że w tym roku powstały nowe wydziały medycyny, między innymi w Zielonej Górze. Takich uczelni co roku powstaje coraz więcej, więc możliwe, że progi będą spadały coraz częściej. Druga sprawa: od tego roku jest możliwość, by sprawdzać swoje matury przy obecności osób z CKE. Jest to o tyle ważne, że czasem jeden czy dwa punkty mogą być decydujące w celu dostania się na wymarzone studia medyczne. I w końcu: wspomniane wcześniej poszerzanie oferty. Mniej więcej co roku dochodzi do powstawania kierunku medycyna na nowych uczelniach. Więcej wydziałów oznacza więcej miejsc, a więc zwiększenie ilości potencjalnych kandydatów na medyków.

Nie mam zamiaru opisywać procesów, jaki trzeba przejść w chwili dostania, gdyż to zależy już o uczelni, więc trzeba na bieżąco śledzić wszystkie terminy na ich oficjalnych stronach.

Podsumowując, czy studia medyczne są faktycznie aż tak nieosiągalne? Cóż, z pewnością należą do najbardziej elitarnych, stąd wysoko postawiona poprzeczka jeszcze przed samymi kandydatami na przyszłego lekarza. Nie mniej, przy odrobinie sprytu i samozaparcia, uważam, że osoby, które faktycznie traktują medycynę na poważnie, a nie jako sposobu na duże pieniądze, bez żadnego problemu osiągną status studenta. Nie mniej, co już będzie na samej uczelni, to inna bajka i opowieść na inny post. W każdym razie, nie należy się poddawać i walczyć o spełnienie swojego marzenia.

środa, 9 listopada 2016

MEDESTETIC: jak stać się piękną bez strachu przed bestią?



Zacznę jak przeciętny facet: kobiety, czyście powariowały? Zdaję sobie sprawę, że bycie pięknym powinno być istotne, nie mniej, czy wy przypadkiem nie przesadzacie w zabiegach? I nie, nie mówię tutaj o kosmetyczkach, to akurat jest dla mnie dość zrozumiałe, że nie każda jest w stanie się umalować i zadbać o cerę tak jak robią to profesjonalne kosmetyczki po kursie (w końcu po to się je kończy). Ale, dobry boże, na cholerę trzeba coś jeszcze poprawiać z zakresu naturalnego ciała! Wstrzykiwanie sobie botoksu, naciąganie skóry, by usunąć zmarszczki, ujędrnianie ciała. Słodka matko! Ja rozumiem, że współczesna popkultura sprawia, że każda kobieta musi wyglądać niczym celebrytka rodem z Hollywood lub Pudelka, ale czy wy przypadkiem nie przesadzacie? Mając nadzieję na piękny wygląd poddajecie się zabiegom, które są wykonywane przez zupełne amatorki, które nawet niekiedy nie mają pojęcia, że więcej szkodzą niż pomagają. Efekty widzimy na ulicach: tlenione blondynki o pomarańczowej skórze z ustami niczym buldog lub kruczoczarne damy z cerą jak u czterdziestolatki, mimo, że ma dopiero lat dwadzieścia pięć. Brak słów.

A w zasadzie jest kilka, ale zbyt niecenzuralnych, by używać ich na "forum". 

To teraz wyobraźcie sobie, że moja szanowna towarzyszka życia, która jest ze mną na dobre i na złe oświadcza mi, że ma zamiar zrobić sobie lipolizę. Poza teatralnym ściągnięciem okularów i krótkim masażu głowy nie powiedziałem w zasadzie nic. Przynajmniej przez pierwszą minutę, Po chwili jednak zabrałem głos z pytaniem u kogo. Dostałem informację, że jej koleżaneczka zna kogoś, kto robi to w miarę rozsądnej cenie i do niego idzie. Z racji faktu, że jestem mężczyzną, powiedziałem jej tak: możesz sobie to zrobić, pod warunkiem, że najpierw sprawdzimy kto to jest, a nie ufasz ślepo Gośce (imię zmyślone, poza tym, pozdrawiam wszystkie Małgorzaty i życzę szczęśliwości). Usiedliśmy wraz z moją lubą do przeglądania miejscowych specjalistów od lipolizy. Czyli po prostu specjalistów od medycyny estetycznej. Problem przy wyborze jest taki: trzeba szukać kogoś, kto jest realnym specjalistą, a nie szarlatanem. Pozycje, które wyświetlają się jako pierwsze, mimo świetnego pozycjonowania, nie mają dowodów, że są faktycznymi specjalistami. Co ciekawe, na jednego z tych pewniejszych udało mi się znaleźć mniej więcej na 6 czy 7 pozycji w GOOGLE. MEDESTETIC, bo tak się ta firma nazywa, w swojej zakładce opowiadającej o prowadzącym zabiegi, doktorze Banaszku, została przedstawiona cała lista certyfikatów, potwierdzających, że jest profesjonalistą. I to nie tyle, że były wspomniane, tylko zeskanowane i pokazane szerszemu gronu (dla niedowiarków, odsyłam do strony, z której wziąłem te informacje: http://www.medestetic.com.pl/onas.html). Facet na pewno wiedział, jak budować swoją markę na stuprocentowej uczciwości w stosunku do klienta. Powiedziałem do swojej lubej, że jeśli chce zrobić sobie zabieg, ma iść do tego faceta. Zadzwoniliśmy do niego i umówiliśmy się na spotkanie. Z racji faktu, że to akurat był mój dzień wolny od pracy, zdecydowałem zabrać ją swoim samochodem. 



Gdy przyjechaliśmy na miejsce, nie chciało mi się czekać w samochodzie (było trochę zimno, sami rozumiecie), więc wszedłem do środka, by poczekać na całą operację. Lekarz wyszedł do nas osobiście i zabrał moje dziewczę do swojego gabinetu. Ja miałem okazję, by trochę rozejrzeć się po poczekalni. Cóż, mieści się na piętrze i nie jest zbyt duża, ale niekoniecznie można to ująć jako wadę. Wygodniejsza i bardziej rozbudowana poczekalnia może oznaczać, że zabieg będzie trwał długo. Na stole leżały czasopisma, więc można było czymś zająć czas. Nie mniej, nie trwało to dłużej niż wizyta u fryzjera. 20 minut i usłyszałem już pierwsze, normalne rozmowy za drzwiami. Zdziwiłem się, że tak szybko. Po chwili drzwi się otworzyły, a moja luba wyszła zadowolona z gabinetu. Wstałem z miejsca i kątem oka zdecydowałem się przyjrzeć gabinetowi. Faktycznie, był tak sterylny jak w galerii na stronie. Fotel przystosowany do zabiegów, gablota ze środkami, na których pracuje, a mimo swojej prostoty, gabinet był niezwykle estetyczny, nadający mu charakter, że pracuje na nim profesjonalista. Cenowo, o ile się orientowałem wcześniej, też nie było jakoś szczególnie drogo, porównując oferty innych, podobnych gabinetów. 



Więc, drogie panie (i panowie), jeśli myślicie nad zabiegami z zakresu medycyny estetycznej, myślę, że na szczególną uwagę zasługuje właśnie ktoś, kto nie boi się chełpić swoimi umiejętnościami i ewidentnie obrazuje, że ma zakończone odpowiednie do tego szkolenia. Tym kimś jest właśnie doktor Marcin Banaszek ze swoim gabinetem Medestetic. Jako normalny mężczyzna jest mi ciężko powiedzieć, że jest to osoba, która sprawi, że wasze ciało przyjdzie metamorfozę niczym motyl (nie mam raczej zamiaru odwiedzać takich gabinetów jako klient), ale myślę, że widząc jak się czuje teraz moja luba, wyjdzie się raczej zadowolonym. Da zainteresowanych, pełną ofertę zabiegów można znaleźć na jego stronie internetowej http://www.medestetic.com.pl/.